Zapiekanka makaronowa

czwartek, 26 września 2013

  Tak jak myślałam tak też się stało i wraz z powrotem do domu Narzeczonego powróciła codzienna rutyna, ale nie znaczy to, że jest nudno ;) W tym tygodniu miałam sporo do załatwienia, ale wszystko poszło po mojej myśli i udało nam się znaleźć czas, by się sobą nacieszyć :) Od soboty czeka nas także długo wyczekiwany wyjazd do Anglii, więc zdążymy jeszcze troszkę wypocząć przed nadchodzącymi w naszym życiu zmianami :) Ale do rzeczy ... w związku z powrotem do codzienności powróciłam też do gotowania, z czego bardzo się cieszę (uwielbiam patrzeć jak przyrządzone przeze mnie potrawy smakują). Dzisiaj zatem przedstawiam przepis na zapiekankę makaronową. Zapiekankę zrobiłam oczywiście po swojemu nie podpierając się przepisami. Przyrządzona została nieco inaczej niż zazwyczaj, musiałam bowiem wziąć pod uwagę lekką dietę mojej drugiej połówki. Wyszła smaczna i bardzo sycąca, przypuszczam że będziemy ją jeść dwa dni ;) 


xxx Przepis xxx

Składniki: 


podwójna pierś z kurczaka

dwie duże cebule 

mieszanka warzywna

paczka makaronu (u mnie kolanka, ale może być inny)

duży jogurt naturalny (zastąpił śmietanę)

kostka rosołowa warzywna

25 dag żółtego sera

papryka słodka, przyprawa do kurczaka, czosnek granulowany

Przygotowanie: 

Pierś z kurczaka obgotowujemy w lekko osolonej wodzie. Następnie wyjmujemy i po ostygnięciu kroimy w kostkę. Posypujemy przyprawą do kurczaka. Na patelnię wsypujemy mrożone warzywa i podgrzewamy do zmięknięcia (równie dobrze możemy użyć warzyw świeżych np. marchewki, brokuła, ale ja z lenistwa wybrałam gotowe). Do warzyw dodajemy pokrojone w piórka cebule i doprawiamy czosnkiem. W międzyczasie makaron tak, aby był al dente. Ugotowany odcedzamy i przelewamy zimną wodą. Kostkę rosołową rozpuszczamy w niewielkiej ilości gorącej wody, dodajemy do niej cały jogurt i doprawiamy słodką papryką. Makaron łączymy z kurczakiem i warzywami, a następnie przekładamy do naczynia żaroodpornego. Całe danie zalewamy przygotowanym jogurtem i posypujemy startym serem. Naczynie przykrywamy i wstawiamy do rozgrzanego do temperatury 180 stopni piekarnika. Zapiekamy około 20 - 25 minut. Smacznego ! :)









Książka po raz kolejny

wtorek, 24 września 2013

   

   Wracam po kilku dniach z kolejną recenzją książki. Niestety, weekend przeleżałam w łóżku z gorączką, nie zapuszczałam się nawet w rejony kuchni, więc nie mam żadnego przepisu, którym mogłabym się podzielić. Niedługo jednak postaram się nadrobić stracony czas, bo narzeczony wrócił do domu i ja jestem już (praktycznie) w pełni sił :) 

   Tymczasem chciałabym się z wami podzielić kolejną opinią na temat przeczytanej książki. Podobnie jak ostatnio autorką jest Camilla Lackberg, więc domyślić się możecie, że pozostałam we wciągającym świecie kryminału. Tak się składa, że Lackberg jest autorką poleconą mi przez przyjaciółkę i teraz musi pożyczać mi swoje książki ;) Tym razem padło na "Fabrykantkę aniołków". Historia oczywiście rozgrywa się na małej szwedzkiej wyspie, na którą wraz z mężem wprowadziła się młoda kobieta, która niedawno straciła synka. Małżeństwo chce zapomnieć o bolesnej stracie odnawiając stary ośrodek i otwierając na jego miejscu pensjonat. Niestety okazuje się, że komuś nie podobają się ich zamiary... Czytając książkę poznajemy coraz lepiej historię Emmy oraz jej rodziny, okazuje się też, że w domu, który postanowiła odnowić wiele lat temu zaginęła jej rodzina. Policjanci znani z poprzedniej części postanawiają rozwiązać zagadkę z przeszłości i sprawdzić czy ma to związek z teraźniejszymi wydarzeniami... 

   Oczywiście wielki plus po raz kolejny za łączenie czasu przeszłego z teraźniejszym. Historia opisana przez Lackberg jest ciekawa i jak zwykle czytelników czeka zaskakujący finał. Dla mnie plusem jest także to, że w rozwiązywanie zagadki po raz kolejny zaangażowani są policjanci, których zdążyłam poznać w innych książkach autorki. Dzięki temu jakoś bardziej się wciągnęłam, zainteresowały mnie także ich prywatne losy. Ciekawe jest także to, że Lackberg wiele inspiracji czerpie z prawdziwych historii, które czasami bywają przerażające. Więcej na temat książki nie napiszę, bo nie zostawię żadnej tajemnicy, a na pewno wolelibyście przeczytać sami ;) Ja gorąco polecam! Tymczasem wracam pod koc i życzę wszystkim miłego wieczoru ! :)


I moje dzisiejsze babeczki, którymi mam zamiar opychać się na noc, a co ! :)


Recenzje książek

czwartek, 19 września 2013

   Parę dni mnie nie było, brak czasu i siły jakoś mnie nie motywuje do pisania... Pierwsza i zasadnicza sprawa: nie gotuję. Chciałabym, ale w ostatnich dniach nie ma dla kogo, ukochanego niestety nie ma w domu, więc stołuję się u mamusi, która z ogromną przyjemnością spełnia moje zachcianki ;) Nie narzekam, ale chciałabym już wrócić do tej codzienności kiedy będziemy w domu razem i nie będę spała w pustym łóżku, strasznie się od tego odzwyczaiłam... 

   Nadmiar czasu, który zazwyczaj powoduje u mnie dość melancholijne rozmyślania postanowiłam poświęcić na czytanie, aby nie popaść w depresję czy inne takie sprawy. Pogoda nie rozpieszcza, więc gdy siedzę sama w domu najlepszym rozwiązaniem jest relaks przy książce i kakao. Trochę pomaga, ale nie zostało mi wiele nieprzeczytanych książek, więc liczę na powrót do normalności w jak najszybszym czasie :) W związku z tymi nadprogramowymi lekturami postanowiłam podzielić się moją opinią na ich temat i być może kogoś zachęcić (albo zniechęcić;)). 


   Pierwszą pozycją jest "Podróż na koniec świata". Autorem książki jest znany mi bardzo dobrze z serii o Wallanderze Hennig Mankell. Książka ma około dwustu stron, nadaje się na leniwe popołudnie. Jest to czwarta część przygód chłopca o imieniu Joel. Pozostałych części nie czytałam, ale przypuszczam, że utrzymane są w podobnej stylistyce. "Podróżna koniec świata" opisuje poszukiwania matki Joela, która zostawiła go i ojca wiele lat temu. Chłopiec kończy 15 lat i wraz z ojcem postanawia odnaleźć mamę i rozpocząć nowe, dorosłe życie. Ja osobiście po przeczytaniu mam mieszane uczucia, być może dlatego, że znałam tego autora z innej strony i czego innego się spodziewałam. Jednak nie można tej książce odmówić poruszania ważnych dla młodzieży kwestii. Wychowywanie się z jednym z rodziców, tęsknota za matką, strach przed tym kim się ona okaże mieszają się z osobistymi pragnieniami młodego bohatera, który marzy o zostaniu marynarzem. Generalnie książkę czyta się szybko, chociaż można odczuć, że przeznaczona jest dla odbiorców nieco młodszych ode mnie i dla nich byłaby pewnie ciekawsza w odbiorze. 



   Drugą książką jest "Latarnik" autorstwa Camilli Lackberg. Również wcześniej zetknęłam się z jej twórczością i byłam urzeczona, więc i tym razem się nie rozczarowałam. Pierwszym plusem jest usytuowanie akcji w dwóch przestrzeniach czasowych, które w końcu się przeplatają. Ja osobiście bardzo lubię takie zabiegi, pomagają trzymać w napięciu. Lackberg pisze moim zdaniem dobre i wciągające czytelnika kryminały. Miejscem akcji jest małe szwedzkie miasteczko, a dokładniej wyspa, na którą po wielu latach przyjeżdża jej właścicielka wraz z pięcioletnim synem. Na wyspie odwiedza ją dawny ukochany, który w noc po odwiedzinach ginie w niewyjaśnionych okolicznościach. Policja próbuje wyjaśnić sprawę morderstwa i dochodzi do zaskakującego rozwiązania, którego na pewno nie zdradzę ;) Obiecać mogę za to, że zakończenie jest zaskakujące, a sama fabuła bardzo ciekawa, więc w stu procentach polecam! 


Gulasz wieprzowy

sobota, 14 września 2013

   

   Dzisiaj zgodnie z zapowiedzią zagości przepis, chęci do gotowania powróciły :) Tym razem padło na obiad tradycyjny, bez udziwnień i bez zbytniej inwencji. Prosty i domowy, ale smaczny. Początkowo gulasz podany miał być z plackami ziemniaczanymi, ale wrodzone lenistwo wzięło górę i stanęło na kaszy jęczmiennej.  Gulasz wyszedł pyszny (trudno go zepsuć) i chociaż sama przez wzgląd na wciąż obolały żołądek uraczyłam się czymś innym to domownikom smakował ;) Zapraszam do przepisu!


xxx Przepis xxx

Składniki: 

0,5 kg mięsa wieprzowego (łopatka lub gulaszowe)

1 duża papryka

3 cebule

mały przecier pomidorowy

0,5 l bulionu

3 ząbki czosnku

liść laurowy, ziele angielskie

olej do smażenia

papryka ostra mielona, sól, pieprz

Przygotowanie:

Umyte i oczyszczone mięso kroimy w kostkę i wrzucamy na rozgrzany olej. Doprawiamy do smaku. W czasie, gdy mięso się podsmaża kroimy paprykę i cebulę, a następnie wrzucamy na patelnię. Całość smażymy kilka minut. Zalewamy częścią buliony, dodajemy kilka ziarenek ziela angielskiego i liście laurowe. Gulasz dusimy pod przykryciem na małym ogniu od czasu do czasu mieszając przez około 45 minut. Jeżeli bulion odparuje, dodajemy go stopniowo, tak by się nie przypalało. Gdy mięso jest miękkie dodajemy przecier pomidorowy i mieszamy. Następnie dorzucamy przeciśnięte ząbki czosnku i przyprawiamy ostrą papryką według uznania. Sos można zagęścić śmietaną lub mąką (w moim przypadku nie było to konieczne). Danie podałam z kaszą jęczmienną i ogórkiem kiszonym, ale jest smakuje dobrze także z ziemniakami czy plackami ziemniaczanymi, czyli co kto lubi. Smacznego !






Załamanie ... pogody ;)

poniedziałek, 9 września 2013

   No cóż, nie da się ukryć, w moim mieście pogoda przestała być łaskawa... A szkoda, bo może i narzekałam na upały, ale mimo wszystko lato uwielbiam i nie lubię kiedy się kończy. Jeszcze wczoraj spacerowaliśmy w pełnym Słońcu a dzisiaj nosa z domu nie chce mi się wytknąć! Uroki naszego klimatu, ot co :) Zdaję sobie sprawę, że jesień może mieć swoje uroki, w końcu żadna inna pora roku nie mieni się tyloma ciepłymi kolorami, ja jednak nadal pozostaję przy tym, że lato to najpiękniejszy czas. 

  W związku z tym małym załamaniem pogody i nieustającym deszczem mój humor także uległ swego rodzaju pogorszeniu. Dzisiaj nawet (co w moim przypadku prawie nigdy się nie zdarza!) nie chciało mi się gotować ;) Teraz jest trochę lepiej, w oczekiwaniu na przyjaciółki leżę pod kocem z kubkiem kakao i generalnie stwierdzam, że nie ma na co narzekać. Wracając do pogody to nadal żyję nadzieją, że zbliżająca się jesień nie będzie dla mnie traumatycznym przeżyciem i pozwoli mi jeszcze nacieszyć się promieniami Słońca. A Wy wolicie upały czy lepiej znosicie deszcz? 

   Tymczasem kilka zdjęć ze wspomnianego wczorajszego spaceru :) Niedziela na wsi w rodzinnym gronie może nie służy utrzymaniu wagi, ale zawsze jest miłym zwieńczeniem tygodnia :) Pozdrawiam!





 

Kocham szpinak, czyli gdy facet nie pilnuje... ;)

sobota, 7 września 2013

Witam! 

   Dzisiaj przepis na danie, które powstało w wyniku mojej zachcianki w połączeniu z potrzebami mojego mężczyzny :) Szpinak uwielbiam, w każdej postaci zarówno świeży w sałatkach jak i zapiekany czy przyrządzony jako baza do sosu. Korzystając z dzisiejszego dnia, który mężczyźni (narzeczony i teść) spędzili w pracy postanowiłam przyrządzić obiad pod siebie :) A jak ! Ile można w końcu jeść te same, proste potrawy? 
  W efekcie tego, iż nikt mi nie podpowiadał, co miałby ochotę zjeść mogłam przyrządzić coś, co zaspokoiło moją zachciankę. Trafiło na szpinak :) No, gdybym gotowała tylko dla siebie to jarski sos z makaronem w zupełności by mi wystarczył, ale gdy w domu dwóch facetów... no wiadomo, jak jest :) Dlatego też postanowiłam przygotować potrawę wzbogaconą o mięso - pierś z kurczaka :) Pierwszy raz robiłam sos do spaghetti w ten sposób, ale muszę nieskromnie przyznać, że wyszedł bardzo smaczny. Danie jest syte i zdrowe, może nie wygląda zjawiskowo, ale mnie specyficzny wygląd szpinaku nie odstrasza. Jak się okazało zmęczonych pracą facetów też nie - zjedli bez narzekania, nawet pochwalili :) Zachcianka zaspokojona, głód spracowanych również, czego chcieć więcej ? ;) Tak więc polecam wypróbowanie przepisu, a tymczasem wybieram się do łóżka na popołudniową sjestę :) Miłego Dnia !

xxx Przepis xxx
Składniki: 
podwójna pierś z kurczaka
trzy niewielkie cebule 
szpinak mrożony rozdrobniony 400 g
100 ml śmietany 12 % 
4 ząbki czosnku 
olej do smażenia
sól, pieprz 
makaron spaghetti
Przepis: 
Pierś kurczaka kroimy w drobną kostkę, doprawiamy i wrzucamy na rozgrzany olej. W międzyczasie drobno kroimy cebule i dodajemy do kurczaka, następnie smażymy do uzyskania złocistego koloru od czasu do czasu mieszając. 
Osobno w niewielkim garnku rozmrażamy szpinak. Zamrożone kostki zalewamy niewielką ilością wody i mieszamy do miękkości. Szpinak doprawiamy solą i pieprzem (ja doprawiam dosyć mocno, gdyż jak wiadomo sam szpinak jest dosyć mdły) i odparowujemy wodę mieszając. 
Następnie do szpinaku przeciskamy cztery spore ząbki czosnku i nadal mieszamy. Gdy woda odparuje szpinak przerzucamy do podsmażonego wcześniej mięsa. 
Sos zabielamy śmietaną (lub jogurtem) i w razie potrzeby doprawiamy. Ja dodałam jeszcze pieprzu i odrobinę chilli, ponieważ lubię ostrzejsze potrawy. Makaron spaghetti gotujemy zgodnie z instrukcją na opakowaniu, odcedzamy i podajemy z sosem. Moja porcja wyglądała tak: 
Życzę Smacznego :)

Parowce z nadzieniem !

środa, 4 września 2013

Dzień Dobry ! 

   Dzisiaj szybki wpis z przepisem, który idealnie nadaje się na przystawkę lub imprezy w większym gronie. Nie raz serwowałam tak przyrządzone parowce i goście zawsze chętnie próbowali oraz zachwalali nowość. Danie to jest proste i nie wymaga zbyt wielu umiejętności, a kusi bardzo ciekawym wyglądem oraz zapachem farszu. Gorąco je polecam, mnie bardzo smakują często właśnie po wspomnianych imprezach dojadam pozostałości :) Poniżej przedstawiam przepis i życzę jak zwykle smacznego !

xxx Przepis
Składniki :
duże opakowanie gotowych parowców
0,5 kg mięsa mielonego z indyka
1 papryka
2 cebule
30 dag pieczarek 
sól, pieprz, ostra papryka
olej do smażenia
20 dag startego żółtego sera
Przygotowanie: 
Farsz: Mięso mielone wrzucamy na olej, doprawiamy solą i pieprzem. Myjemy a następnie kroimy paprykę, cebule oraz pieczarki i dodajemy do mięsa. Całość smażymy około 5 - 8 minut i doprawiamy ostrą papryką według uznania. Farsz zostawiamy do ostygnięcia.
Parowce: z gotowych, kupionych parowców należy odkroić cienki czubek, aby powstał tzw. 'daszek' (na zdjęciach widać dokładnie jak to powinno wyglądać). Pozostałą część wydrążyć z środka, aby powstało miejsce na farsz. Do wydrążonych parowców wkładamy ostudzony farsz, a następnie posypujemy niewielką ilością startego żółtego sera i przykrywamy odkrojonym wcześniej 'daszkiem'. Gotowe parowce układamy na blachę do pieczenia i wkładamy do rozgrzanego do temperatury 180 stopni piekarnika. Pieczemy około 15 minut, do uzyskania złocistego koloru i gotowe! :)



Aromatyczny obiadek

poniedziałek, 2 września 2013

Hej hej ! 

   Pogoda ostatnio niezbyt rozpieszcza, zmiany ciśnienia także mi nie służą i szczerze mówiąc nie mam ochoty wystawiać nosa poza dom... Jednak czas spędzony w domowym zaciszu też można dobrze wykorzystać, najlepiej w kuchni oczywiście ! Tym razem padło na danie obiadowe, które przygotowuje się nieco dłużej, ale naprawdę warto. Dzięki przyprawom w całym domu unosi się zapach, który u mnie powoduje burczenie w brzuchu. Jest to danie sycące i bardzo smaczne, sama często przygotowuję je na obiad. Tak więc dziś prezentuję przepis na pyszne udka w ryżu i zachęcam do wypróbowania ;) Pozdrawiam ! 

xxx Przepis
Składniki:
dwie ćwiartki z kurczaka
dwie marchewki
papryka czerwona
trzy  cebule
trzy torebki ryżu parabolicznego
kostka bulion warzywny
olej do smażenia
przyprawa do kurczaka, curry, kurkuma, papryka ostra
Przygotowanie:
Kurczaka przyprawiamy według uznania (u mnie przyprawa do kurczaka oraz ostra papryka) i smażymy na oleju do uzyskania złocistego koloru z każdej strony.
Następnie podsmażone udka przekładamy do naczynia żaroodpornego. Pokrojoną w kostkę marchew, paprykę i cebulę wrzucamy na ten sam olej i przyprawiamy sporą ilością curry oraz kurkumy. Warzywa podsmażamy kilka minut mieszając.
Po upływie kilku minut do warzyw wsypujemy kolejno ryż z torebek i mieszamy.
Połączone składniki przekładamy do żaroodpornego naczynia przykrywając ułożone w nim udka. W około pół litra ciepłej wody rozpuszczamy kostkę bulionu warzywnego i zalewamy przygotowaną potrawę.
Naczynie przykrywamy i wstawiamy do rozgrzanego do 180 stopni piekarnika. Pieczemy około 50 minut, do miękkości ryżu. Jeżeli po około pół godzinie zauważamy, że ryż wchłonął wodę dolewamy trochę,by nie był za suchy i pieczemy dalej. Gotowe danie wykładamy na talerze i możemy cieszyć się znakomitym smakiem. Poniżej zdjęcie porcji narzeczonego :) Smacznego !

Wspomnienie Wakacji ...

sobota, 31 sierpnia 2013

Dzień Dobry ! 

   Z wielu powodów nie miałam czasu na zajmowanie się wpisami na blogu, szczerze mówiąc zeszło to na dalszy plan. Dzisiaj patrząc za okno zaraz po przebudzeniu zebrało mi się na nostalgiczne rozmyślania o zbliżającym się nieuchronnie końcu lata... No i bach! Uświadomiłam też sobie, że to ostatni dzień sierpnia, jaka szkoda. Wprawdzie dla mnie czas wolny się jeszcze nie kończy, do rozpoczęcia roku akademickiego pozostał miesiąc i mam zamiar z niego skorzystać podczas kolejnych wyjazdów, ale fakt, że pogoda powoli zacznie się zmieniać z letniej na jesienną nie napawa mnie pozytywną energią. Wiem, że tegoroczne upały dały się we znaki wielu osobom, w tym także mnie, ale przecież od tego jest lato, ja osobiście uwielbiam Słońce i dla mnie lato mogłoby trwać cały rok ;)
   W związku z kończącymi się wakacjami postanowiłam powrócić na chwilę do czasu, kiedy skorzystaliśmy z nich najbardziej, a mianowicie do naszego wyjazdu :) W tym roku, z resztą tak jak w poprzednim, czas urlopu spędziłam nad naszym polskim morzem. Na szczęście pogoda była łaskawsza niż ostatnio, tylko jeden dzień okazał się pochmurny :) I bardzo dobrze! W końcu cały rok czekamy na to, by złapać trochę opalenizny podczas wyjazdów :) Tak więc w drugiej połowie lipca spakowaliśmy walizki i wyruszyliśmy w drogę. Tydzień,który spędziliśmy w Mielnie, a w zasadzie w Unieściu, okazał się nawet lepszy niż oczekiwaliśmy. Obozowe warunki wcale mi nie przeszkadzały (chociaż jeszcze rok temu nawet bym nie pomyślała o spaniu w namiocie :P) i udało mi się wypocząć niesamowicie. No, może nie  tyle wypocząć, co się zrelaksować i zapomnieć o wszystkim. Z pewnością były to jedne z najlepszych (a może nawet najlepsze) wakacji w moim życiu. Oczywiście przede wszystkim za sprawą ludzi, których uwielbiam. Ten pełen wrażeń tydzień przyszło mi spędzić bowiem w towarzystwie narzeczonego, \przyjaciółki z siostrą oraz przyszłego szwagra z żoną :) Jedyną wadą było to, że zbyt szybko wypoczynek dobiegł końca i trzeba było wracać do rzeczywistości. Jednak wspomnienia (oraz zdjęcia) zostały i tego nikt mi nie zabierze.
   Teraz jednak czas wrócić do teraźniejszości i jakoś przygotować się na przetrwanie chłodniejszych dni. Przygotowania wiążą się z zakupami, więc myślę, że ułatwi mi to przetrwanie ;)  Poza tym czas leci tak szybko, więc liczę na to, że zanim się obejrzę znów zawita lato i piękne wakacje. Tymczasem zamieszczam parę zdjęć, żeby to piękne wspomnienie wakacji nie wyblakło :) 








Ulubiony :)

piątek, 23 sierpnia 2013

Dzień Dobry :)

   Ostatnie dni przyniosły wiele atrakcji. Działo się tyle, że zapomniałam o wszystkim wokół. Nie twierdzę, że to źle, o nie, wszystko jest pięknie, ale przydałby mi się czas na pobycie sama ze sobą :) Jak już kiedyś wspominałam ogromną przyjemnością jest dla mnie gotowanie, dlatego też jak to mam w zwyczaju ostatnie stresy postanowiłam zostawić w kuchni. W efekcie powstało danie, które należy do moich ulubionych i którego nigdy sobie nie odmawiam nawet w dużych porcjach. A mianowicie Chicken Curry
   Uwielbiam kurczaka przygotowanego w ten sposób. Nie wiem czy w Polsce dostępny jest w sklepach koncentrat, z którego przygotowuję sos (ja swój dostaję od cioci z Anglii w ilości całych zgrzewek :)). Danie to przygotowałam kiedy pierwszy raz gotowałam dla mojego mężczyzny i chyba smakowało skoro postanowił mnie poślubić ;) Osobiście preferuję jedzenie tego rarytasu z pieczywem czosnkowym, bądź chlebkiem pita, narzeczony preferuje ryż (jak z resztą w większości potraw). Poniżej zamieszczam przepis i życzę jak zwykle smacznego ! Pozdrawiam :)

Składniki: 
podwójna pierś z kurczaka
koncentrat curry 
trzy duże cebule
mrożony groszek (opcjonalnie groszek z marchewką) 
około pół litra gorącej wody
olej do smażenia 
4-5 ząbków czosnku 
chilli dla ostrości 
Przygotowanie: 
Kurczaka pokrojonego w kostkę smażymy w głębszym garnku, dodajemy pokrojoną w półksiężyce cebulę. Wszystko podsmażamy do uzyskania złocistego koloru. Następnie zalewamy składniki gorącą wodą i dodajemy koncentrat curry. Koncentrat dodajemy po łyżce i mieszamy do rozpuszczenia. Pozostawiamy gotujący się sos na małym ogniu aż uzyska gęstszą konsystencję. Po około 10 minutach dodajemy opakowanie mrożonego groszku (ja dodałam z marchewką). Podczas gdy sos się gotuje dodajemy przeciśnięte ząbki czosnku. Na koniec doprawiamy chilli według uznania i gotowe :) Podajemy z ryżem, makaronem, pieczywem, co kto lubi ! 
 Koncentrat curry

Gotowe danie 
Ja :)
Obsługiwane przez usługę Blogger.